turystyka
wszystkie rodzaje turystyki i wypoczynku, wczasy, wakacje, agroturystyka, spływy kajakowe, szlaki turystyczne, wędrówki górskie, trasy turystyczne
piątek, 27 września 2013
sobota, 3 grudnia 2011
środa, 23 listopada 2011
Wczasy dla Seniora
Autorem artykułu jest EcoBoy
Jeśli myślicie, że ciężko być Seniorem to tak łatwo się na to zgodzić nie można - dzieci odchowane, dawno wyszły już z domu, jeszcze kilka lat pracy zostało do emeryturki a wolnego czasu co raz więcej!
No i co można robić jak się ma czas i pieniądze jak nie wykorzystać to w jeden z najlepszych możliwych sposobów - wyjechać na wczasy dla seniora!
Zaczęło się od Hiszpanii…
Początkowo, po wprowadzeniu przez Rząd Hiszpański projektu Travel Senior - do dzisiaj współdofinansujący pobyty dla seniorów; osoby starsze w wieku 55+ mogły skorzystać z atrakcyjnych cenowo pobytów w różnych regionach tego kraju m.in. Andaluzja, Wyspy Kanaryjskie, Baleary. Branża turystyczna od razu podchwyciła pomysł i tak dziś, ta forma turystyki jest bardzo popularna i znana na całym świecie. Wczasy dla Seniora weszły do ofert jak niezależny rodzaj oferty turystycznej.
Czym są Wczasy dla Seniora?
Wczasy dla seniora, to oferta wypoczynku skierowana do osób, które ukończyły 55-ty rok życia. Na wymarzony wypoczynek można się wybrać pojedynczo, we dwoje lub w grupie. Nie ma już chyba kraju gdzie nie znaleziono by propozycji Travel Senior.
Przeglądając oferty dla seniora możemy znaleźć wczasy wypoczynkowe do różnych krajów - również te dofinansowywane częściowo przez Rząd Hiszpański, programy z odnową biologiczną, programy odmładzające, pobyty zdrowotne, wycieczki objazdowe.
Co z ceną?
Ceny są zróżnicowane. Te najtańsze są to pobyty weekendowe i tygodniowe, zawierające podstawowe składniki oferty jak zakwaterowanie, wyżywienie, ubezpieczenie. Nieco droższe są wycieczki objazdowe oraz oferty pobytowe, typowe wczasy 7- i 14-dniowe, w ramach których realizowany jest specjalistyczny program pobytu – wczasy zdrowotne, wczasy SPA czy wczasy z odnową biologiczną i wiele innych programów.
Podsumowując - ceny kształtują się w granicach od 350 zł / za pakiet weekendowy, 720 zł / za pakiet tygodniowy, 1400 zł / paki et 2-tygodniowy, do... i to już zależy od oczekiwań i możliwości Seniora – w końcu +55 tutaj rządzi!
Cóż można dodać…
Oczywiście korzyści związane z wyjazdem dla seniora są ogromne. Zaczynając od wypoczynku i relaksu przez zabawę, regenerację sił fizycznych i psychicznych a kończąc na korzyściach finansowych - mamy na myśli tutaj rabaty, które dla osób 55+ są nader liczne.
Nie ma co ukrywać, że społeczeństwo Starego Kontynentu troszeczkę „Seniorzeje” ale za to chce się cieszyć z życia, przygody i podróży - kto tego nie zauważył jeszcze niech się spieszy – Seniorzy Atakują!
Biuro Podróży EcoTravel
http://www.ecotravel.pl/oferty/wczasy/dla-seniora
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl
piątek, 28 października 2011
Orawski Podzamok
Autorem artykułu jest Marcin Walczak
Z Bielska-Białej przemieszczamy się jezdnią krajową nr 69 w kierunku Żywca, prowadzi ona do Zwardonia, zatem wypatrujemy w Żywcu odbicia na Korbielów, a ściślej na drogę nr 945. Jedziemy przez Pewel, Jeleśnię, Krzyżową i dojeżdżamy do Korbielowa.
Cóż po słowackiej stronie pędzimy droga nr 521, podróżujemy przez parę standardowych słowackich pipidów i tu refleksja, że nasze pipidówy wyglądają ładniej ;). Głównym miastem na naszej trasie jest Namestovo, z wielkim jeziorem. Jezioro to jest znakomicie dostrzegalne z Babiej Góry, jaką dosyć często odwiedzamy. Samo Namestovo też nie robi na nas wrażenia, szablonowa mieścina bez obiektów wartych polecenia. Przemieszczamy się dalej przez doliny, zostawiając kolejne słowackie wsie. Występuje tutaj dość interesująca zabudowa. Mianowicie przez kilkanaście kilometrów są tu tylko łaki i nagle następuje zagęszczenie budynków mieszkalnych, które budowane są w bardzo bliskiej odległości od siebie. Za Hrustinem wjeżdżamy w góry, kilkanaście serpentyn i wjeżdżamy na wzniesienie, a następnie zjeżdżamy w dół w kierunku naszego głównego celu - Oravsky Podzamok. Sam obiekt pojawia się tak nagle (wcześniej zasłania go bór) i robi wrażenie swoimi gabarytami. Tutaj znajdujemy parking i podążamy zjeść drugie śniadanie oraz napić się rzetelnego słowackiego piwka (Kelt).
Zamek być może powstał po najeździe tatarskim, który miał miejsce w roku 1241. Ówcześnie, obszary te były frakcją Królestwa Węgier. Jak można rozważać, decyzja o wybudowaniu warowni mogła posiadać dwa powody: ubezpieczenie wschodniej granicy kraju i ochrona drogi biegnącej do Polski a także utworzenie centrum administracji dla Orawy.
Używając niezwykłej siły Pani przewodnik otwiera drzwi zamczyska. Klamka jak widać jest nieco szczególna, kojarząca się z piekielnymi siłami. Co interesujące obiekt jest zamykany na klucz i można go wizytować tylko z przewodnikiem. Pani przewodnik nie opowiadała co prawda naszym ojczystym językiem, ale nie było większych kłopotów zrozumienie tego o czym opowiadała. Jedyny kłopot polegał na względnie krótkim czasie na robienie fotek. Aby nie zamieścić w kadrze oprowadzanej grupy należało ją albo prześcignąć albo przeczekać. A Pani przewodnik wszystkie tajne wrota zamykała na klucz, co groziło naturalnie najgorszym - uwięzieniem w warowni. Pierwszym etapem naszej wycieczki był Zamek Dolny.
Zamek Orawski zawiera się z trzech frakcji: Zamku Dolnego, Zamku Średniego i Zamku Górnego. Czasami właśnie z tego powodu mówi się o tym obiekcie jako o Zamkach Orwaskich. Oczywiście najniżej umiejscowiony jest Zamek Dolny. Reprezentatywnymi obiektami, które znajdują się w jego zakresie są: barokowy kościół z wieżą oraz pałac Thurzonów.
Powyżej Zamku Dolnego mieści się Zamek Średni. Poziom ten charakteryzuje czworoboczna wieża jak również zabudowania dwóch tzw. dworów wzniesionych przez Jana Korwina i Jan z Dębowca. Z tego pułapu jesteśmy w stanie podziwiać z góry tzw. Dolny Zamek, który mi osobiście kojarzy się z podzamczem. Pani przewodnik kieruje nas na dziedziniec, na który mieści się studnia (lewy górny róg), jak również tunel. Jak się nastepnie okazało, aby dostać się na wyższe poziomy mogliśmy wybrać dwie drogi: używając wspomniany wcześniej tunel, lub po schodach na następne piętra.
W jednej z rozległych sal znajduje się ekspozycja dotycząca fauny i flory pobliskich rejonów, wzbogacona egzemplarzami ornitologicznymi nagromadzonymi przez Antoniego Kocyana. Jesteśmy na najwyżej położonym piętrze Średniego Zamku przed nami następne schodki do góry. Jednak....
Ale niestety, ku naszemu wielkiemu rozczarowaniu Górny Zamek nie był udostępniony do zwiedzania. W zasadzie najwybitniej ciekawa cząstka Orawskiego Zamku była dla nas niedostępna. Dopiero od 01.05 2008r część ta będzie osiągalna i wejdzie w skład wędrówki prowadzącej po Zamku Orawskim. Cóż, rozjątrzenie, rozczarowanie, jak również następna przestroga na przyszłość.
Część Górna jest najstarszą częścią, wywodzi się z I połowy XIII wieku. Jest to stosunkowo ciasna i wysoka konstrukcja, zorientowana w kierunku wschód-zachód. Poprzez wkomponowanie warowni w skałę wydaje się on być niedostępny z zewnątrz. Skała, na której wybudowany jest zamek jest wygięta w kierunku południowym, patrząc na zamek od wschodu, wydaje się, że zamek powstał w tym obszarze wbrew logice i prawom fizyki.
---
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl
Góry Stołowe - Szczeliniec
Autorem artykułu jest Marcin Walczak
Góry Stołowe leżące na zachodnich krańcach Kotliny Kłodzkiej konstytuują jedną z najciekawszych atrakcji turystycznych w naszym pięknym kraju. Góry Stołowe są pod aspektem konstrukcji geologicznej jedynymi w Polsce górami płytowymi.
Gdy spojrzymy z daleka na Szczeliniec, Skalniak lub Narożnik ujrzymy kolosalne, płaskie przestrzenie ułożone piętrowo i rozdzielane wzniesienia w kształcie stoliw. A rozpoczęło się to wszystko około 140 mln lat temu w okresie górnej kredy. W tamtych czasach na areale Sudetów znajdował się okazały zbiornik wodny wskazywany przez geologów Czeskim Basenem Kredowym. I to nad nim wznosiły się te zaawansowane wiekiem masywy górskie (Masyw Śnieżnika, Karkonosze, Góry Sowie, Góry Bardzkie). Skoro te wszystkie masywy górowały nad naszym zbiornikiem wodnym, górzyste rzeki schodzące do niego nanosiły różny materiał skalny. Wśród którego znalazły się muły, piaski, żwiry. Pod wpływem pracy sił wewnętrznych dno tego zbiornika raz się wznosiło, a raz obniżało. Rejony osadzania tych surowców ulegały transformacji. Z upływem czasu z osadów zaczęły powstawać piaskowce i margle jak również skały budowane z ziaren kwarcu. Zmiana klimatu spowodowała, że morze rozpoczęło ustępować. Wyłonił się zcementowany nalot. Pod działaniem fałdowań gór systemu alpejskiego osady górnej kredy leżące w formie płyt zaczęły pękać. Miało to bardzo znaczącą rolę w formowaniu się rzeźby Gór Stołowych. Oczywiście zapoczątkowany został wówczas istniejący do dnia dzisiejszego proces niszczenia. W mnogie spękania zaczęła wsiąkać woda, której roztwory chemiczne zaczęły rozcieńczać skały. Działanie mrozu wspomagane roślinnymi korzeniami rozluźniło zawartość skał. Efekt potrafimy podziwiać na własne oczy w figurze odmian skalnych przypominających maczugi, grzyby, zwierzaki, odmian które komponują labirynty i niezgłębione skalne miasta. Tyle w potężnym skrócie na temat historii powstania Szczelińca.
Ucho Igielne zaczyna dróżkę turystyczną imieniem Franciszka Pabla. Ucho Igielne wywodzi się z Biblii - Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż zamożnemu wstąpić do królestwa niebieskiego. Gdy uczniowie to usłyszeli, zatrwożyli się bardzo i pytali: Któż zatem może się zbawić? Jezus spojrzał na nich i rzekł: U ludzi to niemożliwe, ale u Boga wszystko jest możliwe (Mt 19, 24n por. Mk 10, 24n, Łk 18, 24n).
Różnie można interpretować połączenia z biblijnym uchem igielnym, układem skała przypomina ucho od igły a wielbłąd także posiadałby problemy z przeciśnięciem się przez przejście. Nam ta sztuka się udaje... A sam Franciszek Pabl był największym popularyzatorem Szczelińca. Wyobraź sobie, ze wychodził on na szczyt 3-4 razy dziennie! Żył w latach 1773-1861, a działalność przewodnicką uprawiał aż przez 71 lat!
My maszerujemy dalej, w kierunku schroniska na Szczelińcu. Mieszczą się tutaj dwa tarasy widokowe... Z jakich widoki zapierają dech....
Od tego punktu w sezonowym okresie szlak jest płatny. Opłata wynosi 5zł, które warto zapłacić! Szlak wiedzie nas do najwyższego obiektu na Szczelińcu - tronu Liczyrzepy (919 m n.p.m). Znajduje się tutaj taras widokowy, z którego możemy podziwiać kompletne pasmo Szczelińca i piękne okolice Kotliny Kłodzkiej i Sudetów.
Tablice informacyjne znajdujące się w tym miejscu dostarczają nam potężnej dawki wiedzy. Bo bez wątpliwości każdego z nas zastanawia: skąd? w jaki sposób? takie piękne twory przyrody wzięły się w tym rejonie?
Przemieszczamy się dalej dróżką krajoznawczą Szczelińca, dochodząc do jednej z najpopularniejszych postaci skalnych - Małpoluda, który jak dla mnie jest rzetelną kopią postaci Tytusa, niezapomnianego Papcia Chmiela. Czy to taki żarcik przyrody?
Zapraszamy do Diabelskiej Kuchni, która doprowadzi nas do samego Piekła, tylko po to ażeby po dłuższej chwili znaleźć się w Niebie... Jest to chyba najciekawszy przekrój trasy. Czas wejść do Piekła....
Dalej odnajdziemy Kwokę, Koński Łeb i Słonia... Szczeliniec to całkiem odmienny świat, świat wyobraźni marzeń sennych i czarów... Gdzie możemy poczuć się jak dzieci asystując w dziwacznej opowieści...
---
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl
Orla Perć - najtrudniejszy znakowany szlak w Tatrach
Autorem artykułu jest Marcin Walczak
Orla Perć jest najtrudniejszym znakowanym szlakiem w Tatrach. Czas jej przebycia to 7-8 godzin. Trudności techniczne jakie można spotkać na szlaku bardzo często przewyższają umiejętności przeciętnych tatrzańskich turystów. Większą trudność stanowi jednak psychika i strach przed wysokością. Do Orlej Perci trzeba podejść z pokorą!
Wstaję o godzinie 5:00, posiadam kolosalną ochotę jeszcze pospać, jednakże wiem że nie dzisiaj. Prędko się ubieram i wstaję. Spoglądam przez okno i południowa strona jest silnie zachmurzona, nie leje zatem wiem, że zaryzykuję swoją dzisiejszą próbę. Zawsze będę mógł się wrócić jakby się pogoda załamała. Pośpieszna poranna toaleta, dopakowuje plecak i bez śniadania wyruszam na szlak. Śniadanie mam w planach nad Czarnym Stawem. Niebo od południowej stronicy wygląda bardzo optymistycznie. Słońce zaczyna rozświetlać wolno okolicę. Dla samych widoków i rzadkiej ciszy warto tak wcześnie wstać.
Do Czarnego Stawu docieram bardzo prędko, jednakże tak na prawdę jeszcze się w 100% nie obudziłem. Nie jestem głodny, przekładam swoje śniadanie na Zawrat. Patrzę na gładką taflę stawu. Gdzieniegdzie kaczki budzą się ze snu. Bardzo mi się podoba ta cisza, po cichu marzy mi się ujrzenie z rana kozic. Nigdy nie miałem okazji ich doświadczać z bliższej odległości.
Żwawo obchodzę Czarny Staw i zmierzam w stronę Zmarzłego Stawu. Jedno z moich marzeń dopełnia się w tym dniu. Jest jedna kozica! W odległości 2-3 metrów od trasy skubie coś zielonego przy skale. Podchodzę po cichu bliżej. Nie chcę jej spłoszyć. Robię fotki, w końcu mnie dostrzega, nasze spojrzenia spotykają się. Tak na prawdę chyba nikt z nas nie odczuwa strachu do momentu wydania niepokojącego odgłosu przez tego osobnika. Oznajmił czyj to jest grunt i kto tu jest tak na prawdę gościem. Lepiej sobie nie utrudniajmy, każdy z nas ma dzisiaj swoje zamiary.
Na Zawrat docieram o godzinie 7:40. Samo podejście było bardzo miłe, łańcuchy, które ongiś zapamiętałem jako kłopotliwe okazały się całkiem łatwe. A i słońce zaczęło się przekłuwać z za Granatów. Na przełęczy jest jeden Pan, który podchodził z Doliny 5 Stawów. Będzie poruszał się w stronę Koziej Przełęczy, dlatego jest sposobność, że pójdziemy razem. Ja w końcu wrzucam coś do mojego pustego żołądka, jednak nie jestem za bardzo głodny.
W końcu ruszam w stronę Małego Koziego Wierchu. Najpierw po skałach bez asekuracji dochodzę do mojego obecnego towarzysza. Trzeba dobrze się rozglądać, ażeby nie zapodziać szlaku. Cały czas będzie on nas wiódł a to od kierunku Doliny Gąsienicowej, a to od kierunku Doliny Pięciu Stawów Polskich, a dla urozmaicenia centralną granią. Niestety mój towarzysz posiadał nieco nazbyt wolne tempo i zostaje mi samemu ruszyć dalej. Doceniam wczesną porę, która powoduje, że będę mógł sam na sam obcować z majestatem świata gór. Nie jest to może inteligentne, lecz zachwycające! Upragniony spokój na trasie gwarantuje wygodę, nikt mnie nie stopuje, ja też nikogo nie stopuję. Każdy mój krok, każdy chwyt, będę mógł bez trudu rozważyć, przemyśleć. Wyselekcjonować najdogodniejsze rozwiązanie. Przemyślenia te nie trwają długo, lecz dzięki płynnym decyzją czuję się pewniej i bezpieczniej.
Pojawiają się pierwsze łańcuchy. Mały Kozi Wierch zdobyty. Teraz narasta we mnie presja. Wyszukana presja, która urodziła się w mojej głowie. Czy już za tą skała będzie znana drabinka do Koziej Przełęczy? Zdominowało to moje myśli. Schodzę do Zmarzłej Przełęczy Wyżniej, w kierunku Gąsienicowej odchodzi tzw. Honoratka, czyli Żydowski Żleb. Przede mną Zmarłe Czuby i dośc niemiły, od północnej stronicy, trawers po bardzo małych półeczkach. Jest co prawda łańcuch, lecz trzeba zważać na każdy kładziony krok. Wstępuję na grań, odczuwam bliskość drabinki! Jednakże to jeszcze nie ona, to zejście do Zmarzłej Przełęczy po nieco śliskich płytach. Jeszcze trawers Zamarłej Turni i jestem sam na sam ze sławną drabiną. Popatrzałem w dół, wysokość robi wrażenie. Z drugiej jednak strony jest to nieskomplikowana drabina, a poruszanie się po drabinie nie należy do złożonych. Długo się nie zastanawiając, najpierw nieśmiało, przy pomocy łańcucha zszedłem na pierwsze szczeble drabiny. Każdy następny szczebel, to już potężniejsza pewność w poczynaniach i wędrówka jak po szablonowej drabinie. Naturalnie po chwili rodzi się następna myśl, jak z tej drabiny zejść na tą małą półeczkę. Jednak to kolejny problem, który był tylko i wyłącznie w mojej głowie. Zejście z drabiny jest sprawą psychiki, bo technicznie jest bardzo łatwe.
Nim pnę się w kierunku Kozich Czub musze przejść nieco niesympatyczny trawers po łańcuchach. Poruszanie się w poziomie było chyba najtrudniejszym szczegółem na Perci. Trawers przebyty, teraz pod górę na łańcuchach. Przebycie Kozich Czub zajęło wiele czasu, lecz i wrażenia znakomite. Trasa do Koziej Przełęczy Wyżniej to następna prosta ściana, którą trzeba przebyć na ubezpieczeniach w dół. Jest bardzo ciekawie, momentami trzeba się naszukać punktu na położenie nogi, to opuścić trochę centumetrów na łańcuchu. Adrenalina wzrasta! Jestem na przełęczy. Teraz nieskomplikowane, z zacnymi chwytami, przewyższenie na Kozi Wierch doprowadza mnie do błogiej zadyszki. Na Kozim Wierchu napotykam kolejnych tatrzańskich turystów, w końcu mogę się do kogoś odezwać. Spoglądam na zegarek - dochodzi 10.00. Na Kozim zjadam batona i wypoczywam zacne 15 minut, podziwiając piękne widoki na Dolinę Pięciu Stawów Polskich.
Pozostawiam Kozi Wierch kierując się w kierunku jego południowych zboczy. Czarny szlak odbija Szerokim Żlebem w kierunku Doliny Pięciu Stawów Polskich. Przez 40 minut asystują mi widoki do Piątki. Aż do Buczynowej Strażnicy szlak jest prosty technicznie, bez sztucznych zabezpieczeń. Za Buczynową Strażnicą mieści się Przełączka nad Buczynową Dolinką i tu pojawiają się "schodki", a w zasadzie obniżenie do Żlebu Kulczyńskiego. Obniżenie jest o tyle niemiłe, że jest sypkie pod nogami i trzeba baczyć, żeby nie zrzucić kamieni albo nie dostać takim kamieniem. Z tej przyczyny również mniemam, że kask powinien się znajdować w wyposażeniu turystów na Orlej Perci. Następnie trasa Orlej odbija w prawo w stronę komina kierującego do szczerbiny Czarnego Mniszka. Zacna rzeźba skał gwarantuje odpowiednie chwyty i wspinanie na Mniszka jest daje dużo przyjemności. Odcinek ten jest zabezpieczony łańcuchami, jednakże przy dobrych warunkach, a takie dzisiaj dominują polegam na moich chwytach. Dochodzę do pasemka Czarny Ścian, następny mniej trudny odcinek, finalizowany osobliwym kominkiem.
Idę dalej, trasa z Zadniego Granatu wiedzie spokojnie, w pewnym momencie jest drobna ekspozycja i podejście po skałach na Pośrednią Sieczkową Przełączkę, dalej na Pośredni Granat szerszą drogą. Zejście z Pośredniego jest nieco trudniejsze, skały się usypują, trzeba wykorzystać dłonie i wyszukiwać pewnych miejsc na położenie nogi. Dochodzę do Skrajnej Sieczkowej Przełęczki w sąsiedztwie zdradzieckiego Żlebu Drége'a. Tutaj czeka na mnie po raz drugi w ciągu dwóch dni szczelina. Tym razem bez zastanawiania pokonuję szczelinę. Jak? To już moja niewielka tajemnica. Po chwili jestem już na Skrajnym Granacie. Pogoda nieco się zepsuła. Od Doliny Pięciu Stawów Polskich kłębią się coraz ciemniejsze chmury. Opady oczekiwane były na godzinę 16.00. Jest prawie 13.00. Pozostał ostatni odcinek....
Ze Skrajnego Granatu od razu schodzę po łańcuchach w dół w kierunku Buczynowej Dolinki. Patrzę w kierunku Krzyżnego i ślad wydaje się być powszechną górską dróżką, nic bardziej mylnego. Dalej łatwiejszym terenem ponownie prowadzę się na północną stronę grani. Po klamrach i łańcuchach schodzę na Granacką Przełęcz. Od tego momentu idę już z poznanymi wcześniej chłopakami. Trawersuję żlebem północne pochylenie Orlej Turniczki, po skalnych półkach zabezpieczonych łańcuchem. Dalej czeka na mnie kolejna drabinka, tym razem na Orlą Przełęczkę Niżną. Dalej stosunkowo nieskomplikowany odcinek po południowej stronicy Orlej Baszty i obniżenie pochyłym kominem asekurowanym łańcuchami na Pościel Jasińskiego. Z tego co pamiętam północne stoki Buczynowych Czub były następnym niebezpiecznym rejonem na Orlej Perci. Wszystko się sypało, zwłaszcza w momencie schodzenia było to nieco niebezpieczne, ponieważ noga się ślizgała, mocniejsza praca dłoni, szukanie pewnego terenu pod ustawienie nogi. W takich momentach się nie myśli o zmęczeniu, jednak, gdy grunt staje się łatwiejszy czuje się ile kosztuje to energii. Następny odcinek do Przełęczy Nowickiego jest łatwiejszy. Następnie czeka nas trawers Wielkiej Buczynowej Turni. Do przejścia jest kilka skalnych żeberek, a dalej zejście do Buczynowej Przełęczy asekurowane łańcuchami. Następnie odcinek po skałach żlebem w górę, trasa odbija w prawo kierując ze żlebu na skalne zbocze Małej Buczynowej Turni. To już ostatnie łańcuchy na Orlej. Dalej już droga jest prosta i wiedzie głównie kamienistą dróżką po południowej stronie kluczowej grani. Trawersujemy Małą Buczynową Turnie, na chwilę wracamy na grań i idziemy w dół poniżej Ptaka i Kopy pod Krzyżnem. O godzinie 15.00 dochodzimy na Krzyżne! Widoki z Przełęczy Krzyżne są jednymi z najpiękniejszych w całych Tatrach! Niestety ogromne zachmurzenie troszkę popsuło ten cały powab. Plan wykonany, Orla pokonana w całości. Wewnętrzne zadowolenie i spełnienie. Chwila spoczynku. Szybkie zdjęcie z moimi kompanami, których pozdrawiam serdecznie. Dzięki, że miał w Was wsparcie! Czas się pożegnać i rozejść w przeciwległych kierunkach.
Osobiste wrażenia i przemyślenia - Orla Perć
---
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl
Niewykorzystany potencjał Pojezierza Drawskiego
Autorem artykułu jest Aleksandra Maj
Bajeczne jeziora, czysta woda, grzyby w lasach, cisza, spokój i... i nic. Turysty ani widu ani słuchu, a jeśli już to wyłącznie pasjonaci. Tak wygląda polskie Pojezierze Drawskie. Dlaczego? Może dlatego, że mało kto cokolwiek robi, by zmienić ten region w coś, co przynosi ZYSK. Niestety...
Od lat jeżdżę na Pojezierze Drawskie uznając nie bez powodu, że wypoczywa się tu po prostu rewelacyjnie. żadnego tłumu (dzika swołocz jak już jest w tej okolicy, to mając lekko ponad 100 km do morza jedzie nad morze - i chwała im za to).
Niepormiernie jednak dziwi mnie fakt, że przecież osób takich jak ja - szukających ciszy, czystej wody do popływania, cykania świerszczy, przejrzystości jeziora wartej założenia maski do nurkowania i dlugich spacerów po pięknych lasach - jest więcej. Tylko gdzie oni są? No gdzie? Najczęściej zagranicą - przepłacając za pobyt nad ichnimi jeziorami i nie mając pojęcia, że w Polsce, poza przepełnionymi i przereklamowymi Mazurami jest jeszcze coś więcej.
Pojezierze Drawskie to faktycznie kawał cudownie pięknych terenów, w których można się zakochać. Ale (bo zawsze musi być jakieś ale), tutjsi ludzie jakoś zupełnie nie potrafią się przebić do tych turystów, którzy nie wyją po wódce do księżyca, nie urządzają imprez z potłuczonym na trawie szkłem i chcą po prostu dobrze wypocząć. Aż dziw, że na pojezierze przybywa tylu Niemców - oni je znaleźli, odkryli, a Polaków niet.
Jakie błędy robią drawskie ośrodki turystyczne, noclegownie i innego sortu kwatery?
1.Nie ma ich w internecie - no na Boga, jak turysta ma Was znaleźć, skoro Was nigdzie nie ma? Jasnowidzów rodzi się coraz mniej, więc ja ładnie proszę - zacznijcie się dodawać chociaż do jakichś darmowych baz noclegowych, dajcie parę darmowych ogłoszeń - nikt nie mówi, że musicie od razu inwestować. Za darmo też się da, trzeba tylko chcieć.
2.PRL-owskie myślenie, że turyście wystarczy prycza i koc - nie, nie wystarczy. Czasy się zmieniły, to że szukamy ciszy i spokoju, nie znaczy, że chcemy spać w rozpadających się lepiankach. Standard naprawdę trzeba podwyższać. i Absolutnie nie mówię tu o paru gwiazdkach, co to, to nie. Ale porządne łóżko, łazienka w której nie kwitnie grzyb i szczelne ściany to już dziś absolutna podstawa
3.Ceny - wszyscy wiemy, że nocleg tani nie jest, ale za lepiankę ani rozwalajacy się domek pamiętający czasy Gierka nikt wam nie zapłaci 230 zł za dobę! Głupich nie sieją... najpierw poprawa standardu - potem podwyżka cen, nigdy nie na odwrót!
Jakie błędy robią lokalne władze?
1.Zasada "miejscowy może wszystko" już dawno powinna wam zostać wybita z głów.
-notorycznie widuję na pięknym, czystym jeziorem pętaków w łódkach wędkarskich, którzy jak Panowie Świata łowią na prąd! Niszczą ryby, raki (które wytępili totalnie) i wszystko co żywe. Może pora się za nich zabrać? Najwyższa pora!
-zero inwestycji. A może tak zejście na plażę utwardzić? Przedzieranie się przez chaszcze bywa mordegą.. zwłaszcza jesli jade na wakacje z dzieckiem. A może tak jakaś ścieżka ładna nad jeziorem (tu ideałem jest Borne Sulinowo - ich ścieżka edukacyjna bije na łeb wszystkie inne jeziora pojezierza drawskiego, nad którymi byłam. Czas wziąć z nich przykład Panowie!
-zamiast podkładać kłody pod nogi tym, co coś tam próbują robić, weźcie się w garść i do roboty!
-zasada "rączka rączkę myje". Może już wystarczy, dobrze?
Podsumowując: wbrew wszystkim w/w ja nadal przyjade na to Pojezierze. Tak jak w tym roku, tak i za rok. Ale czy inni przyjadą? Zróbcie coś! W końcu do kas gminnych mogłyby zacząć płynąć pieniadze, tak jak do kas ośrodków - ale trzeba zacząć coś robić. Od 5 lat nie widzę zmian... a tak wszystko idzie do przodu!
---
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl